Rano o 7.15 wychylam się z namiotu i robię fotkę Fitz Roya o wschodzie słońca. Wracam, bo zimno.
Ok. 10 ruszam w kierunku Chile, jeziora Lago O'Higgins. Droga z początku idzie pod górę, przez las. Gdy dochodzę prawie do granicy, spotykam Węgierkę z Australii (ma dwa paszporty). Jest w podróży od 2,5 roku, ostatnie 9 miesięcy spędziła chodząc po Andach. Zjadam obiad i dalej ruszamy razem. Pojawia się droga, która już teraz prowadzi w dół. Jest jeszcze jedna rzeka do przebycia na boso, obok jakieś stare lotnisko.
Dochodzimy do jeziora ok. 19. Ma piękną barwę. Posterunek chilijskiej straży granicznej i udajemy się na pole namiotowe przy pobliskiej estancii.
Jutro ma przybyć łódź, która zabierze mnie na drugą stronę jeziora. Pogoda ładna. Idę spać ok. 22.