O 10 budzi mnie ciepło. Słońce mocno grzeje. Kolejny piękny dzień. Jem śniadanie, piję kakao i kawę i tak dochodzi 12.00.
Wychodzę do miasta. Czas wybadać teren. Strasznie wieje. Gastronomia droga. Wchodzę do różnych lokali, patrzę w kartę i wychodzę.
W końcu jednak trzeba gdzieś przysiąść. Zamawiam kawę (4 peso) i kanapkę z serem i szynką (18 peso). Siedzę i piszę. Dochodzi 18.
Jutro ruszam gdzieś w góry. O ile będę się dobrze czuł, bo jestem jakby trochę przeziębiony. Wracam do miasta w niedzielę.