Wstaję o 9. Znów gorąco. Żadnej chmurki. Jest pięknie.
Idę się wykąpać na pobliską stację paliw (5 peso). Przy okazji piorę koszulkę i skarpetki. Spaceruję sobie wzdłuż rzeki, słuchając tanga. Chyba dziś sobie odpocznę.
Zjadam rybę z puszki. Idę do biura parku przedłużyć pobyt na kempingu. Idę na kawę. Po drodze kupuję 4 wczorajsze drożdżówki za 2 peso w sumie.
Jutro wstanę rano ok. 4 i powtórzę szlak na Loma del Pliege Tumbado, żeby zobaczyć wschód słońca nad Lago Viedma. O ile b€dzie niebo czyste, bo zbierajsi€ teraz chmury. Zostanę już na kempingu do niedzieli. Na 4 marca już zarezerwowałem prom na Lago O'Higgins, więc w niedzilę z rana wyruszę w stronę granicy.
Droga do Chile przedstawia się następująco:
-37 km do Lago del Desierto (przejdę się, może złapię stopa)
-Lago del Desierto (można przepłynąć statkiem w pół godziny, ale ja się przespaceruję - 5 godzin)
-22 km do Candelaria Mancilla (ok. 7 godzin spaceru)
-przeprawa promem przez LAgo O'Higgins (51 km, chyba 7 godzin razem z wycieczką na lodowiec i kosztuje 40.000 peso chilijskich).
4 marca będę więc znów na chilijskiej ziemi. Stamtąd jakoś muszę się dostać do Cochrane (230 km), gdzie znów będzie łączność ze światem.