Dzień mija spokojnie. W supermarkecie kupuję serce krowy. Robimy gulasz, który zjadamy z Rodrigo razem z ryżem, który nam zostawili Żydzi.
Wieczorem idę na lekcje tanga. Nie ma nikogo. Oscar Derudi mówi, że nikt nie przyjdzie, bo dziś otwierają nowe centrum La Casa del Tango i wszyscy tam poszli. Mówi to z bardzo głośną nutką żalu. W końcu to konkurencja dla jego lokalu. Jest dumny z tego, że jest najdłużej tańczącą osobą w Rosario. Tańczy od 54 lat. Jest więc jedyną osobą w rosario, która pamięta czasy tanga sprzed reaktywacji. W Argentynie zaprzestano bowiem tańczyć tango gdzieś za czasów Perona. Trochę to śmieszne, bo facet mówi tak, jakby był jedyną osobą, która potrafi tańczyć i uczyć w tym mieście.
Idę więc na uroczystość otwarcia Casa del Tango. Budynek jest bardzo okazały. Fasada i wnętrza z czerwonej cegły. W środku parę sal, okazałe malowidła. Na placu ustawiona scena. Płomienne przemówienia notabli. Jest występ uczniów szkoły baletowej. Występują lokalni śpiewacy tanga. W końcu na scenę wychodzi zespół, który zaczyna przygrywać do 'milongi generalnej'. Nie trzeba czekać długo, by plac zapełnił się dziesiątkami roztańczonych par. W środku budynku odbywa się bankiet. Wejście tylko z zaproszeniem. Można pooglądać przez szybę.
O 23 robi się trochę zimno. To jest jakiś znak jesieni, że już krótki rękaw nie wystarczy w nocy.