Wstaję o 9 tylko dlatego, że o 10 muszę opuścić pokój. Gdyby nie, to pospałbym dłużej.
Wychodzę na ulicę. Duży ruch, dużo lokalnych sklepików. Wchodzę do kawiarni. Tam spotykam Emila, Holendra, chyba jedynego obok mnie zagranicznego turystę w tym mieście. Był zresztą w tym samym hotelu co ja.
Resistencia należy do tych argentyńskich miast, w których od 12 do 17 życie zamiera, sklepy się zamykają a ulice pustoszeją. Udaje mi się jednak przedtem kupić buty. Zamykają też muzea. Jedyne, co pozostaje to pochodzić po ulicach i placach i pooglądać rzeźby. Resistencia zwana jest "miastem rzeżb", bo jest ich to ok. 300. Co jakiś czas zapraszają znanych artystów rzeźbiarzy, żeby dodali kolejne do kolekcji.
Miasto nie wyróżnia się poza tym zbytnio, ale jest dość przyjemne. W odróżnieniu do miast na południu dużo tu motorków i skuterów. Twarze bardziej indiańskie.
O 18.45 mam autobuc do Tucuman. Ok. 740 km. Jedziemy z Emilem na dworzec, bo on też wyjeżdża, tylko w inną stronę. Okazuje się, że koło dworca znajdują się całkiem pokaźne slumsy.