Dziś pogoda jest ładniejsza niż wczoraj. Świeci słońce. Wjeżdżam na Cerro Bellavista wagonikiem. W mieście jest kilkanaście takich 'wind', które ułatwiają nieco życie.
Idę dalej w górę aż do La Sebastiana, domu należącego do Pabla Nerudy, poety, jednego z dwóch chilijskich noblistów. Trafiam na przerwę (obiadową chyba), dlatego idę jeszcze wyżej aż kończy się zabudowa i zaczyna las.
Z góry widać całe miasto. Z lewej strony port, z zacumowanymi fregatami wojskowymi i statkami towarowymi. To największy port Oceanu Spokojnego po tej stronie Ameryki.
Zabudowa miasta jest bardzo malownicza ze względu na różnokolorowe domki położone na wzgórzach. W oddali widać ośnieżone szczyty Andów. Na wzgórzach liczne uliczki, zaułki chodniki. Zabawnie jest tak spacerować, bo nigdy nie wiadomo, gdzie się wyjdzie.
Wracam do domu poety - muzeum (wstęp 2.500 peso). Zwiedzanie utradnia mi nieco świadomość, że poeta był komunistą. Jak przystało na prawdziego komunistę, miał jeszcze pare domów w innych miejscach Chile.
Spaceruję jeszcze Avenidą Alemania w kierunku Cerro Allegre i Cerro Concepcion.
Wieczorem próbuję znaleźć jakąś kawiarnię, bo w pokoju zimno. Nie jest to jednak łatwe. W przeciwnieństwie do Argentyny, kawiarni nie spotyka się tu na każdym rogu. Co więcej 'cafe' nazywają się tu domy cielesnej uciechy. Jest ich całkiem sporo. Wokół mojej kamienicy nalizcyłem co najmniej 5 takich 'kawiarni'.
Nie brakuje za to barów. Na ulicy Bellavista jest ich dziesiątki.
Mimo to jednak podoba mi się tutaj. Dlatego postanowiłem zostać trochę dłużej i przesunąłem lot do Nowej Zelandii na 5 sierpnia.