Pobudka znw wcześnie. Niesamowity wschód słońca, bardzo ciepłe kolory, co widać na zdjęciach (aparat dużo tu nie przekłamał).
Południowe zbocze, z samej nazwy powinno być bardziej nasłonecznione, a więc nie powinno być dużo śniegu. Nic z tego. Czasami zapadm się po kolana. Śnieg jest prawie cały czas. Droga jest bardzo męcząca. Odcinek, który powinienem przjść w 3 i pół godziny, przechodzę w 5 i pół.
Po drodze jest schronisko, przeznaczone do nocowania tylko w nagłych przypadkach. Wpisuję się do zeszytu odwiedzających, na wszelki wypadek.
Dochodzę do drogi na szczyt zbyt późno, żeby się wspinać na wierzchołek. Schodzę. Podwożą mnie do skrzyżowania. Drobne zakupy i łapię stopa do miejscowości Mt Somers.
W sklepie w Staveley z ulotki dowiedziałem się gdzie leży filmowy Edoras, stolica Rohanu. Z Mt Somers jest to 46 km. 20 km, do Haketere jest droga asfaltowa, potem żwirowa. Pytam o tę miejscowość, Haketere. Pani w sklepie mówi, że to tylko jeden dom i miałbym duże szczęście, gdybym tam złapał stopa.
Potwierdzam te informacje w sklepie w Mt somers. Nie wiem, co robić. W dwie strony to będzie 92 km. Kupuję prowiant na 3 dni. Jest 17. Idę na kemping, ale pomyślałem sobie, że spróbuję choć kawałek dojść (albo dojechać).
Staję na drodze i czekam. Mało co jedzie. W końcu zatrzymuje się jeden facet, ale tylko dlatego, że stoję koło jego domu. Trochę rozmawiamy. W końcu pytam, czy by mnie nie zawiózł chociaż za wioskę, żebym sobie namiot gdzieś rozbił. Zgadza się. Po chwili, gdy już jedziemy mówi, że zawiezie mnie aż 20 km! To się nazywa uprzejmość.
Przy okazji dowiaduję się, że wiatr, który wiał wczoraj jest typowy dla okolicy i z zachodu przez jedną z przełęczy. Koleś mówi, żeby uważać na ten wiatr.
Wysiadam w Haketere uradowany. Pasterze przepędzają wielkie stado owiec. Słońce zachodzi tak pięknie jak wschodziło. Wiatr znowu wieje mocno. Znajduję miejsce niedaleko, osłonięte pagórkiem i rozbijam namiot.