Sobota. Noc w Arrowtown nie była zbyt ciepła. Wstałem wcześnie i zwinąłem się z kempingu. Arrowtown powstało jako miasteczko górnicze po tym, jak w 1861 r. odkryto złoto z pobliskiej rzece (Arrow River). Bardzo szybko zjawiła się rzesza ludzi skuszonych możliwością szybkiego zarobku. Dzisiaj już złota nie ma, choć w miejscowym sklepie można kupić niewielkie samorodki (a także pooglądać większe okazy). Lokalne muzeum ciekawie opowiada historię osadnictwa. Dowiaduję się przy okazji o tym, że w Nowej Zelandii żyły ogromne nielotne ptaki Moa, które wyginęły w okolicach XVI wieku (podobno nbajwiększe ptaki istniejące kiedykolwiek na Ziami, największa odmiana miała do 4 metrów wysokości). Niedaleko znajdują się też pozostałości domostw, w których mieszkali Chińczycy przybyli z okolic Kantonu do pracy w kopalniach.
Około 11 wychodzę na drogę. Pierwsze parę kilometrów do skrzyżowania dowozi mnie jakiś miejscowy protestancki egzorcysta. Trochę z nim rozmawiam. Dopiero pod koniec dochodzę do przekonania, że coś z nim nie tak, gdy zdradza mi, że Duch Święty przepowiedział mu przyszłość. Powiem tylko, że zdradził mi, że gdy już powstanie rząd światowy (we Francji), to on, Patrick z Nowej Zelandii, będzie zajmował jakąś ważną pozycję i żebym się nie krępował wtedy go odwiedzić.
Następnie podwozi mnie dwójka chłopaków. Jeden jest farmerem a drugi pilotem. W czasie jazdy popijają sobie piwko.
Sobota i niedziela.
Jeszcze w Arrowtown zadzwoniłem do Harryego, którego poznałem tydzień temu, gdy jechałem do Queenstown. Odnajduję jego dom i idę połazić po mieście. Wieczorem przychodzę znowu. Harry i jego żona Ronnie już czekają na mnie. Zostanę tu do poniedziałku. Cóż, po nocach w namiocie miło tak zjeść dobrą kolację, napić się kawy, posiedzieć przy kominku, przy którym wygrzewają się trzy czarne koty, poczytać książkę, gdy za oknem widok na jezioro Wanaka. Moi gospodarze są bardzo gościnni.
Harry pokazuje mi mało znany szlak Haast Piranga Cattle Track na zachodnim wybrzeżu. Jego pokonanie zajmuje trzy dni. Po drodze są trzy chatki. Planuję się tak udać w poniedziałek.
Takich szlaków są w NZ tysiące, ale oficjalnie reklamuje się tylko kilkanaście i na nich skupia się cały ruch latem.
W niedzielę idę na 11 do kościoła. Potem jest dobry lunch, czyli obiad. Potem odpoczynek.
Jutro wyruszam na zachodnie wybrzeże. Trzy dni na szlaku i przez Arthur's Pass wrócę do Christchurch, by 30 sierpnia wieczorem udać się na Fidżi.