W piątek odwiedzam ArtGallery of New South Wales. Mają trochę dzieł europejskich. Poza tym oczywiście dużo dzieł nowoczesnych, w tym niektóre bardzo ambitne. Nie mogłem się powstrzymać od śmiechu, gdy dzieci ze szkoły podeszły do wielkiego białego kwadratu i zaczęły się prześmiewczo zachwycać 'łał! zobacz to, to najlepsze dzieło, to prawdziwe arcydzieło'. Jeszcze bardziej zabawne było, gdy podeszła ich opiekunka i zaczęła tłumaczyć, że można zauważyć różne tony bieli i że obraz może symbolizować pustkę itp.
Warto zobaczyć i zaoszczędzić na
hotelach w Sydney.
Wieczorem wychodzę z Koreańczykiem z mojego pokoju na miasto. Pakistańczyk z hostelu daje nam bilety do klubu o swojsko brzmiącej nazwie 'favela'. Przekonani, że spotkamy tam tłumy brazylijskich piękności ruszamy w tym kierunku, jednak okazuje się, że jak zwykle darmowy bilet nie wróży nic nowego. Parkiet jest wielkości łazienk w blokach z lat 70-tych.
Koreańczyk jest bardzo spoko. Zwierza mi się, że w młodości był ulicznym wojownikiem (street fighter). Teraz wyszedł jednak na ludzi. Ożywia się, gdy pytm go o tekłondo. Oczywiście, że zna tekłondo, choć ostatnio już się nie leje luudzi po ulicach. Myślę, że spacerując po mieście z tym kolesiem, mogę się czuć bezpiecznie.