Planowałem jeszcze wybrać się na plażę, ale ostatnie dni w Sydney zrobiły się dość zimne. Poza tym złapałem jakąś infekcję gardła.
Ostatnie dni upłynęły mi więc na wizytach w Galerii Sztuki (Art Gallery of New South Wales). Trzeba przyznać, że mają parę ciekawych dzieł europejskich malarzy. Któżby się choćby spodziewał znaleźć tu na końcu świata jeden z dwóch autoportretów Rubensa (drugi jest w Londynie). Poza tym, jak to w każdym (prawie) dużym muzeum, nie zabrakło obrazów impresjonistów. Jest więc Pisarro, Cezane, Monet (aczkolwiek muszą się czuć tutaj trochę osamotnieni). Malarzy włoskich jest niewiele, ale za to można znaleźć prawdziwe perełki jak np. Madonna z Dzieciątkiem i Św. Janem Comenico Beccafumiego, urzekający harmonią kolorów i głębokim światłocieniem. Jeśli chodzi o liczne w galerii rzeźby, to nie sposób przejść obojętnie obok 'Atlety siłującego się z pytonem' autorstwa Lorda Frederica Leightona. Marmurowy posąg ma w sobie niesamowite napięcie i ma sięwrażenie, jakby walka herosa ze śmiertelnym zwierzem odbywała się na naszych oczach i zaraz jeden z tych dwóch marmurowych bytów padnie roztrzaskany w malutkie kawałki, które potoczą się po posadzce. Smaku mistrzowskiemu odwzorowaniu mięśni atlety dodaje to, że rzeźba jest eksponowana na tle wielkiej ramy z 'Lekcją anatomii w Ecole de Beaux Arts' (Francois Salle). Kunszt Leightona widać także w obrazie Heleny Trojańskiej z 1881, z drobiazgowym odzwierciedleniem naszyjnika oraz detali sukni i subtelnym ukazaniem wyrazu twarzy, który mogła nosić faktycznie ta niewiasta o zgubnej dla swej ojczyzny urodzie w chwili zagłady grodu priamowego...
W porządku, mógłbym tak jeszcze pisać i pisać, ale nie będę udawał, że znam się na sztuce. Jakoś jednak mnie wciągnęła kontemplacja europejskich mistrzów. W niedzielę odwiedziłem galerię z kolegą z Korei, napiliśmy się kawy w galeryjnej kawiarni, dzięki czemu zgłębiłem realia polityki dalekowschodniej.
W niedzielę wybrałem się do katedry na Mszę Św. Napomknąłem o tym koledze z Korei, a ten nieśmiało zapytał, czy może iść ze mną. Potem poszliśmy na pizzę i piwo.
Warte zobaczenia
polecane hotele w Sydney.
We wtorek rano wyjeżdżam wylatuję do Singapuru z przesiadką w Adelaide. Na miejscu mam być o 18.20 tamtejszego czasu.
Żegnam Australię, nie zobaczywszy kangura ani misia koali, spędziwszy jednak parę ciekawych duchowo i artystycznie chwil oraz zawierając parę ciekawych znajomości.