Nadszedł dzień na odwiedzenie plaż. Pogoda wydaje się idealna. Bezchmurne niebo. System komunikacji miejskiej w sydney opiera się na pociągach, autobusach i promach. Kupuję bilet za 17 $ na cały dzień i wszystkie te środki komunikacji. Nie obejmuje jedynie jednego pociągu tzw. Monorail, dosyć futurystycznego środka komunikacji, który śmiga parę metrów nad ulicami.
Jadę najpierw na plażę Malny. Dużo surferów. Woda zimna. Ma chyba 15 stopni. Wracam na obiad i udaję się na plażę Bondi - podobno najsłynniejszą. Tu więcej surferów i większe fale.
Zobacz także:
hotele w Sydney.
Chciałem jeszcze raz przejechać się promem na drugą stronę zatoki, ale jużzrobiło się ciemno. Słońce trochędało się we znaki tego dnia.
Całościowy obraz Sydney jest coraz ciekawszy. To maist, w którym można prawie prosto z biura udać sie z deską na plażę, albo wyskoczyć na nura. No chyba, że pracuje się w jednym z tych biurowców, w których światło świeci się prawie całą noc (choć być może to tylko sprzątaczki).