Siedzę na lotnisku w Pekanbaru. 3 godziny do odlotu.
Wczoraj odpłynąłem promem z jeziora Toba do Parapat. Tam czekał już na mnie agent. Bus do jakiejś wioski. Przesiadka do autobusu. Godzina drogi do Siantar. W autobusie wszyscy palą papierosy.
W Siantar jestem o 16.30. Autobus do Pekanbaru o 19. Siedzę na przystanku. Nie trzeba długo czekać, żeby ktoś się do mnie dosiadł i zaczął rozmowę. Idę się potem przejść na targ. Wszyscy mnie wołają. 'Heloł Mister, gdzie jedziesz?'
O 19 autobus gotowy. Całkiem ładny. Klimatyzacja, ubikacja i kabina dla palaczy. Tylko, że w nocy jest bardzo zimno. Lodówka. Nawet spać się nie da. Kierowca prowadzi autobus jak na rajdzie. Niektórzy pasażerowie nie wytrzymują i proszą o woreczek.
O 7 rano dojeżdżam do Pekanbaru. Taksówkarz mnie zaczepia. Targuję cenę z 70 na 50 tys. rupii. Muszę przy tym porozumiewać się w języku indonezyjskim, gdyż brak tutaj podstawowej znajomości angielskiego.