Poniedziałek upływa na powolnym rozkręcaniu przewodu pokarmowego. Pierwszy posiłek zjadam dopiero wieczorem (BigMac).
Wtorek. Jadę do Kratonu, czyli dawnego pałacu sułtana, ale jest 14, więc zamknięte. Środek lokomocji - riksza. Biorą 5-6 tys. Więcej też. Jadę na targ ptaków a potem do tzw. wodnego pałacu, bo kiedyś był otoczony wodą. Dziś jest otoczony zabudowaniami i wąskimi uliczkami, po których oprowadza mnie samozwańczy przewodnik, nie zapytawszy się zupełnie, czy chcę korzystać z jego usług. Trochę pokazał mi ciekawych zaułków. Sprowadził też do galerii sztuki, ale i tak nic nie kupiłem. Daję mu na koniec 5.000.
Kolacja w PizzaHut. Trzeba teraz uważać na te ich przysmaki. Zresztą porcje mają proporcjonalne do średniej wzrostu, więc i tak nie idzie się zbytnio najeść.
Wieczorem spotykam parę Polaków i Francuza, którego spotkałem na Sumatrze. Idziemy na piwko.