Do Puerto Deseado przybywam we wtorek po 22, po pokonaniu prawie 300 km przez monotonny step. Takswką za 5 peso jadę na kemping położony nad rzeką. Drogi - 20 peso za noc. Miejsca osłonięte skałami. Ochrona przed wiatrem, który wieje tu bez przerwy. Przeciągle i nieustannie.
Środa. Wstaję o 9. Idę do miasteczka. Wchodzę na punkt widokowy i obejmuję wzrokiem szeroką Río Deseado oraz ocean. W śmierdzącym papierosami barze ze stołem bilardowym zjadam pyszny duży stek z frytkami za 20 peso. Nic innego do jedzenia zresztą nie mają.
Zwiedzam lokalne muzeum im. Mario Brozoskiego, który razem z Marcelo Rosasem odnaleźli w zatopiony w pobliżu wrak. Wchodzę do pustego kościoła Don Bosco, przechodzi dziewczyna, która zostawia mi obrazek Jezusa Miłosiernego. W zamian zostawiam jej obrazek z Janem Pawłem II.
Wracam na biwak i ok. 17 ruszam wzdłuż brzegu rzeki. Ok. 500 metrów od kempingu wyspa z pingwinami i innym ptactwem. Obserwuję te miłe zwierzęta przez lornetkę. Idę wzdłuż brzegu. Wiatr wieje ciągle, unosząc tumany korzu. Rzeka wbija się w głąb rzeźbiąc wąwozy, w których dostrzec można niewielkie jaskinie. To tutaj musieli się ukrywać rozbitkowie z HMS Swift, który zatonął u wybrzeży Puerto Deseado 13 marca 1770 r.
Statek opuśvił Puerto Egmont na Falklandach 6 marca 1770 r. z 91 ludźmi na pokładzie. Celem miała być eksploracja. Nękana przez sztorm załoga postanowiła przybić do Puerto Deseado. Tu jednak natrafiła na nieznaną skałę. 88 rozbitków zostało dobiło do lądu.
Gdy wyszli na brzeg zobaczyli tysiące pingwinów, kolorowe kormorany i ogromne lwy morkie. Pogoda na wybrzeżu była surowa. Porywisty wiatr szybko wychłodził ich zmęczone ciała. Chronili się w jaskiniach, aż wycieńczeni postanowili wysłać na ratunek 6 osobową grupę, która wyruszyła na Falklandy łodzią ratunkową z misją wezwania pomocy. Szczęśliwie napotkali brytyjską korwetę Favorite, która ocaliła resztki załogi.
Statek musiał czekać na odkrycie ponad 200 lat. 4 lutego 1982 r. Marcelo Rosas, po siedmiu latach poszukiwań, nurkując przy brzegach Puerto Deseado ujrzał wrak korwety. W muzeum można oglądać wydobyte ze statku przedmioty - kule armatnie, zastawę stołową, butelki na wino. O życiu rozbitków dowiadujemy się z dzienników porucznika Erasmusa Govera.
Idę dalej wzdłuż rzeki. Przechodzę liczne kaniony. Wokół bezkresny step. Gdy wracam, obserwuję ukryte w szczelinach klifów kormorany. Po drodze co chwilę przebiegają mi drogę patagońskie króliki. Słońce znów tego dnia dało znać o sobie.
Nie zobaczyłem tylko lwów morskich i delfinów. Można kupić wycieczkę za 100-120 peso. Mają sprzęt do wywabiania delfinów. Podpływają blisko łodzi i można je pogłaskać.
Wychodzę jeszcze z namiotu zerknąć na zachód słońca.