Wczoraj (czwartek) wieczorem wracam na kemping. Piękny zachód słońca. Płonące niebo.
Jest ok. 22. Grupa włoskich geologów z Uniwerytetu w Pizie zaprasza mnie na rybę. Myśleli, że jestem naukowcem. Trzy wilkie ryby przygotowuje ich argentyński kierowca. Skończyli właśnie badania patagońskiego wybrzeża. Jutro ruszają do Los Antiguos. Mają wynajęty samochód. Proponują, że mnie podwiozą do Pico Truncado. Wspaniale.
Dziś rano pobudka o 6. Włoch mówi, że główny kierowca odmawia zabrania mojej osoby, bo nie ma mnie na liście pasażerów. Może mieć podobno kłopoty. Nie wnikam w szczegóły. Trudno.
Chowam się do namiotu. Jem śniadanie. Zaczyna lekko padać. Przeczekuję. Drzemam. Pakuję plecak. O 12:30 wychodzę na drogę. Staram się zatrzymać jakieś auto. Mało ich jedzie. Zła godzina. Słońce strasznie praży, choć dziś chłodniej. Zatrzymuje się jakaś rodzinka, z ciekawości. Pyta skąd jestem.
Cierpliwości starcza mi na pół godziny. Zła godzina. Potem idę zjeść coś. Puszka z rybą w oleju, chleb, drzem brzoskwioniowy.
Idę do kawiarni z Internetem. Preczekuję popołudnie. Planuję dalszą drogę. Niebo jest bezchmurne. Woda w zatoce ma lazurowy kolor.
Nie mam czasu Wieczorem o 19:15 pojadę do Caleta Olivia, tam przesiadka do Rio Gallegos, gdzie dotrę jutro (w sobotę) o 8 rano. 130 peso. Stamtąd trzeba będzie się przedostać do Ziemi Ognistej. W niedzielę albo poniedziałek.