Wstaję o 9:30. Kawa, śniadanie.
Wychodzę po 12. W drzwiach rozmawiam jakiś czas z Argentyńczykiem, który wczoraj popisywał się znajomością polskiego przekleństywa. Jest szamanem. Pobierał nauki u mistrza w Meksyku. Opowiada o magii i o wyprawach w czwarty wymiar pod wpływem Awywarów z górskiego kaktusa. Potem o magicznych wierzeniach. Mówi, że w całej meryce pełno takich jak on. Można posłuchać.
Zachodzę do stacji benzynowej z WiFi.
Ogólnie czas poświęcam na odpoczynek i uzupełnianie pamiętnika. Na zewnątrz chmury i wiatr. Trochę nieba.
Jutro o 8 wyjazd do Ushuaia. Ok. 600 km, w tym dwukrotna przeprawa przez granicę z Chile i przeprawa promem.