Jeszcze wtorek. Kupuję przed 21 mapę Parku Narodowego Ziemi Ognistej za 40 peso. Wracam na kemping, ale nie mogę za szybko. Zatrzymują mnie amarantowe, ceglaste i bursztynowe barwy rzucane przez promienie zachodzącego słońca.
Ok. 23 siadam przy ognisku z Eduardo, Argentyńczykiem, który pracował w Sodexho jako kucharz. Zwolnili go bezprawnie. Wywalczył pensję do końca lutego. Dzień po tym jego dziewczyna powiedziała mu, że będą prowadzić hostel na plaży na północy Brazylii. W poniedziałek tam leci. Nie będzie go 3 lata. Zaostawia mi atlas drogowy Argentyny. Po północy idę spać.
Telefon zostawiłem w kantynie, która jest już zamknięta. Pozbawiony budzika budzę się przed 10. Wychodzę o 13.
Do Parku Narodowego jest ok. 10 km. Nie korzystam z autobusów. Widoki cały czas ładne. Nie udaje się ominąć oficjalnego wejścia. Szukając przejścia, trafiam na starą strzelnicę.
teraz jestem w restauracji przed wejściem do parku, gdzie wypatrzyłem WiFi i smutno trochę, że za chwilę pozbędę się 30 peso.
Będę szedł w kierunku Lapataia i granicy chilijskiej. Następna relacja jak wrócę, chyba że coś znajdę jeszcze dalej. Nie jest tu tak dziko jak się wydaje