Czwartek.
Jeszcze środa. Wchodzę do parku. Bilet 50 peso. Dla Argentyńczyków 10 peso. Dziewczyna w informacji mówi coś o pozwoleniach na biwakowanie. Biurokracja. I o tym, że bilet jest ważny 48 godzin.
Dochodzę do bezpłatnego kempingu nad rzeką Río Pipo. Jest parę namiotów. Idę jeszcze do końca ścieżki nad niewielką kaskadę. Przed 22 mam rozbity namiot i rozpalone ognisko. Idę spać. W nocy jakieś odgłosy zwierząt. Coś chodzi koło namiotu.
Poranek. Środa. Z przedsionka namiotu zniknęło parę rzeczy, m. in. słoik z konfiturą. Z namiotem znajduję rozszarpaną siatkę i resztki wieczka. Zostałem okradziony przez jakiegoś zwierza.
Pakuję się i idę szlakiem Senda Pampa Alta. Dochodzę na łąkę na wzgórzu z widokiem. Spotykam młodego Niemca. Od 4 miesięcy jest na praktykach w szpitalu w Buenos Aires. Schodzę do zatoki. Kolejny szlak. 6 km Senda Costera. Ciekawa roślinność. Stary las. Powalone drzewa. Dużo ptactwa.
Rozbijam namiot na płatnym kempingu nad Lago Roca. Pytam o cenę. Jako odpowiedź pytanie - Skąd jesteś? 12 peso. Wieczorem trochę pada. Noc ciepła.