W Las Lajas wsiadłem wczoraj do prawie pustego autobusu. Ok. 20. Był tylko poznany wcześniej starszy Argentyńczyk z małżonką. W Chos Malal dosiadło się trochę ludzi.
Tej nocy po prawie dwóch miesiącach opuściłem Patagonię.
Rano zaczęły się pojawiać nowe krajobrazy, ośnieżone wierzchołki Andów oraz zielone winnice. Prowincja Mendoza wytwarza 80% argentyńskiego wina.
Po drodze, w San Rafael, kupuję regionalną gazetę. Informacje zdominowane są przez doniesienia o kłopotach systemu sprawiedliwości, rosnącej przestępczości, napadach na sklepy i manifestacje obywateli przeciw brakowi bezpieczeństwa. Sędzina jakiegoś wysokiego sądu stwierdza, że wszystkiemu winne są media, które nagłaśniają abytnio akty przestępcze. Ponadto rolnicy blokują drogę, ponieważ rząd chce wprowadzić wyższe cła eksportowe.
Dziś w Argentynie jest święto. Smutne. 24 marca 1976 roku doszło do przewrotu wojskowego, w następstwie którego tysiące ludzi zostało uznanych za zaginionych. W Mendozie jest z tej okazji występ jakiegoś chilijskiego zespołu, wydalonego z Chile w czasie rządów Pinocheta.
Dojeżdżam do Mendozy ok. 11 i kieruję się do zarezerwowanego hostelu. Idę na spacer. Jem obiad. Ulice ok. 13 są wyludnione. Jest gorąco, może 30 stopni, ale wielkie drzewa zapewniają cień.
Ok. 18 place zapełniają się ludźmi. Wracam do hostelu. W pokoju jest dziewczyna z Hiszpanii i Belg. Siedzimy w kuchni. Pożyczam od Australijczyka gitarę. Rysuje mi mapę ciekawych szlaków w okolicy Acongagua.
Jutro planujemy razem zrobić asado.