Wstaję o 12. Jest gorąco i nie chce się wychodzić.
Kupujemy z Pawłem kilo wołowiny i jemy pyszne steki, oglądając mecz Argentyna-Wenezuela, rozgrywany na stadionie w Buenos Aires. Eliminacje do mistrzostwa świata. Pierwszy mecz drużyny o punkty, od czasu, gdy zespół jest prowadzony przez Maradonę. Bez Riquelme, który nie mógł się dogadać z nowym trenerem, za to z niesamowitym Leo Messi z numerem 10. Argentyna wygrywa 4:0. Wenezuela rzadko wychodzi poza swoją połowę.
Wychodzimy ok. 23 na miasto i wracamy bardzo późno.
Ludzie to mają inne zegary. Zaczynają jeść kolację o północy, a bawić zaczynają się około 2. W gazecie widziałem wiele ogłoszeń o koncertach. Niektóre zaczynały się o godzinie 0:30, ale wikszość o 1:30.
Noc jest jednak bardzo ciepła. O północy w ogródkach wzdłuż ulicy Colon siedzą tłumy ludzie, często całe rodziny. Gdzie nie wchodzimy, z kim nie rozmawaimy, wszędzie spotykamy się z życzliwością.
Z nocnych spacerów zdjęć nie będzie, ponieważ wybieram się na nie zawsze bez aparatu i w ogóle bez czegokolwiek, co mogliby mi ukraść (no może poza butami). Na ulicach jednak cały czas są ludzie i nie spotkaliśmy się z jakimkolwiek cieniem nawet zagrożenia.
Jutro przejdę się na milongę wieczorem. W poniedziałek chyba już wyjadę z Mendozy.