O 8 wyjeżdżam do Barreal. Przedtem kuppuję lokalną gazetą Diario de Cuyo. Cóż za ciekawa informacja. Wczoraj pół godziny po moim przyjeździe na dworcu przechwycono 20 kg marihuany. Podobno najwięcej w historii. Może argentyńska policja nie jest zbyt dobra, ale historia była bardzo ciekawa. A było tak.
Z autobusu jadącego z buenos Aires wysiadła kobieta, trochę już naznaczona przez wiek. Od bagażowego wzięła swoją walizkę. Po chiwli jednak spojrzała przez ramię i ujrzała mężczyznę w wieku ok. 45 lat, w drezowych spodniach i sportowych butach, który niesie zupełnie podobną walizkę. - To chyba moja - pomyślała. Podeszła do mężczyny i powiedziała, że się pomyliła. - To niemożliwe - odparł facet. - To moja walizka, señor! - Naciskała kobieta. - Mówię pani, że to moja walizka. - nie dawał za wygraną mężczyna, trochę poddenerwowany. Sprawą zainteresowali się inni pasażerowie. - Proszę zawołać policję! - powiedziała do kogoś kobieta. Mężczyna robił się już bardzo nerwowy. Señora, to nie jest pani walizka, puta madre! Po chwili zjawiła się policja i dla uniknięcia wątpliwości poprosiła mężczyznę o otwarcie bagażu. Jakie było ich zdziwienie, gdy pod starą gąbką grubości 10 cm odkryli dwadzieścia ubitych w cegiełki woreczków z towarem.
Dojeżdżam do Barreal ok. 12.30. Po drodze krajobrazy pustynno - górskie.
Barreal, położone jest w dolinie Calingasta, pomiędzy kolorową Prekordylierą z Kordylierą Ansilta z kilkoma szczytami przekraczającymi 5000 m. Moim zamiarem jest wybrać się w Kordylierę. Wizyta w biurze informacji turystycznej studzi mój zapał. Podobno do Kordyliery jest 60 km. Góry widać z miasta, wydają się na wyciągnięcie ręki. Idę zobaczyć rzekę, którą trzeba przekroczyć, żeby iść w góry. Będzie problem.
Na razie idę w Prekordylierę. Jest 15. Gorąco. Podchodzę kolorowymi wąwozami aż dochodzą na mały szczyt. Widać z niego całe Barreal. Jest to właściwie oaza pośród krajobrazu raczej pustynnego. W samej wiosce jest pełno drzew, pola, małe domki. Jedno z najpiękniejszych miejsc, w jakich się znalazłem w Argentynie.
Oglądam zachód słońca.
Ponieważ w wąwozie panuje najspokojniejszy spokój, niebo jest czyste, a temperatura bardzo przyjemna, postanawiam nie rozbijać namiotu, zwłaszcza, że jutro chcę się dostać na 9 do kościoła (Niedziela Palmowa!), więc muszę wcześnie wyruszyć.
Noc pod gołym niebem, pod płynącą spokojnie Drogą Mleczną, choć trochę zakłócona przez oślepiające światło księżyca, mija bardzo spokojnie.