Wstaję o 7, żeby zobaczyć wschód słońca. Noc była bardzo ciepła. Poranek też ciepły. Robię spacer po punktach widokowych i wracam o 9 na kemping. Zmęczony jestem. Nie można spać, bo słońce grzeje.
Pakuję namiot i siedzę sobie. Przewodnik pyta, czy nie chcę iść na wycieczkę zobaczyć ślady dinozaurów (25 peso). Nie idę. W parku pracująnaukowcy, którzy znajdują wiele śladów dinozaurów, szkielety itp. liczące 180 mln lat. Kaniony podobno można zwiedzać tylko z przewodnikiem. Na pewno to ciekawe. W czasach bardzo dawnych w kotlinie było jezioro. W czasach nie tak dawnych w kanionach kryli się lokalni przestępcy.
W parku żyje dużo różnych zwierząt: żółwie, guanako, puma, węże, króliki i jakieś zwierzęta które wczoraj wydawały wieczorem przeraźliwe dźwięki, ale których nie udało mi się zidentyfikować (na początku myślałem, że dla zrobienia klimatu władze parku puszczają przez głośniki okrzyki imitujące dinozaury). Są też małe kaktusy. Jest jesień. Latem musi tu być przeraźliwie gorąco.
Ok. 14 idę w kierunku drogi. Zatrzymuje się samochód z parku i dojeżdżam na przyczepce. Przejeżdżają 4 autobusy i żaden się nie zatrzymuje. Dopiero ok. 19 zabiera mnie i innych tutystów jeden autobus (15 peso). W San Luis jestem ok. 21:30, albo o 20:30, bo tu czas o godzinę do tyłu jest przesunięty. Różnica z Polską wynosi więc obecnie 6 godzin.
Idę do Hsotelu San Luis. Jem kolację z parą Farncuzów, Kanadyjką, Australijką i Argentynką, którzy też byli w parku.
Jutro w nocy jadę do Rosario, gdzie spędzę będę na pewno do wtorku.