Wstaję o 9. Śniadanie hostelowe. Chleb i dulce de leche. O 11 wychodzę na spacer. Chcę dojść do prestiżowej dzielnicy Palermo Soho. Jest ona trochę daleko.
Po drodzę mijam wiele pięknych budowli, a także szkoły i budynki Uniwersytetu. Rektorat to prawdziwe dzieło sztuki. Zachodzę na Wydział Medycyny, Wydział Ekonomii. Przechadzam się korytarzami, oglądam sale wykładowe i studentki.
Po drodze dalej ogród botaniczny. Mam pecha. Znów zamknięte. Znów zabijają komary. Dochodzę do Palermo Soho ok. 17. Ładnie tu, czysto, taka dobra dzielnica.
Wracam przez Recoletę. Zachodzę do Muzeum Sztuk Pięknych. Obok jest potężny gmach Wydziału Prawa i Nauk Społecznych. Nie mogę się pohamować i zaglądam do środka. Mają w środku basen, salę gimnastyczną i salę do koszykówki, zaraz obok sal wykłądowych.
W drodze powrotnej kupuję trochę wołowinki i zapraszam Anubaba na kolację. Po drodze dzwonię jeszcze do Leandro, którego poznałem w Mendozie. Mamy iść na mecz Argentina Juniors w niedzielę. To co prawda mały klub (i chyba ostatni w tabeli), ale może być ciekawie. Niestey nie ma go w domu, ale dostaję chyba od ojca numer do pracy.
Jutro zapowiada się kolejny dzień długiego spaceru. Dziś chyba zrobiłem ze 20 km.
W porównaniu do stycznia, w mieście jest przyjemniej, chłodniej, ale z drugiej strony wydaje się, że jest kilka razy więcej ludzi i (co gorsze) samochodów.
Zobacz też:
Hotele w Buenos Aires.