Rano o 9 wyjeżdżamy z Baskijką taksówką do Salty. Funkcjonują tu takie taksówki dalekobieżne. Do Salty jest przecież 3 godziny jazdy. Kosztowało 38 peso od osoby. Autobus, który jedzie dwie godziny dłużej kosztuje 37,50.
W taksówce poznajemy Argentyńczyka (Eze) oraz Amerykanina (Kevin). Wjeżdżamy krętą drogą na wysoką przełęcz - 3348 m npm. Potem w dół. Od zakrętów robi mi się niedobrze.
Salta to jedno z najładniejszych argentyńskich miast, często wybierane przez turystów na wakacje. Uroczy rynek. Całą czwórką idziemy do hostelu (20 peso). Po zakwaterowaniu idziemy coś zjeść. Trafiamy do restauracji prowadzonej przez Syryjczyka. Potem moi nowi znajomi idą wynająć samochód. Zastanawiam się, czy nie wynająć z nimi, bo w 4 osoby nie wyszło by tak drogo, ale po ostatecznie porzucam ten pomysł na rzecz samotnej wędrówki. Amerykanin i Argentyńczyk jarają trawę na okrągło. To w Argentynie bardzo popularne jednak.
Wieczorem chcemy iść do 'peña', restauracji z lokalną muzyką. W tym celu idzemy na ulicę Balcare - centrum rozrywkowego miasta. Na ulicy tłumy ludzi. Niestety wszystkie lokale z folklorem są pełne. Idziemy coś zjeść do lokalu, w którym panuje bardzo lookalny, nieturystyczny klimat, gramy w bilard. Amerykanin przyjechał do Argentyny w ramach wymainy studenckiej. Będzie pół roku studiował w Buenos Aires. Argentyńczyk pracuje przy produkcjach filmowych. Częstuje mnie liściami koki, które kupił wczoraj na targu, z których produkuje się także kokainę. Nieprzetworzone nie mają jednak żadnych cudownych właściwości.
Wychodzimy z lokalu i zostajemy zaganieni do baru o wdzięcznej nazwie 'Igor'. Tam zamawiamy butelkę lokalnego wina. Na chwilę opuszczam towarzystwo i idę się przejść do jednej z boliche (dyskoteki). Spotykam na ulicy Argentyńczyka, który tam pracuje, więc nie płacę za wejście. Gdy wychodzę, pytają mnie o jakiś bilet. Na dworze jest bardzo zimno. 4 w nocy, a ulice cały czas pełne.
Wracam do baru, a moi nowi znajomi ciągle tam siedzą. Rozmawiamy jakiś czas. W ten sposób wracamy do hostelu o 6 rano, tak więc w niedzielę trzeba będzie odpocząć. W poniedziałek pojadę do Purmamarca, małej wioski otoczonej kolorowymi górami.