Rankiem wybieram się na pobliską górę Mt Iron. Taki 2 godzinny spacer. W Wanaka jest kościół katolicki, ale trochę się spóźniłem na mszę.
Z górki mało co widać, bo chmury zalegają nisko, ale potem się rozpraszają.
Opuszczam kemping po 12 i łapię stopa do Queenstown (jakieś 100 km).
Stoję jakieś 15 min. i zatrzymuje się jeden gość. Do końca nie rozumiem, mówi, że jedzie do Quenstwon, ale po drodze się zatrzymuje, ale może mnie kawałek podwieźć. Wsiadam,
Gdy już się zatrzymał, to mówi, że za pół godziny pojedzie dalej. No to mówię, że poczekam, w dalszym ciągu nie wiedząc co ma zamiar tu robić. Mówi, że mogę iść z nim. Okazało się po prostu, że facet chciał siętu zatrzymać, by coś przekąsić. Jak już poszedłem z nim, to kupił mi zupę i ciemne piwo Guiness.
Okazało się, że to najstarszy pub w Nozej Zelandii. Budynek pochodzi z 1863 r. To bardzo dawno, jak na ten kraj. Koleś tłumaczy mi, że ten zajazd to w Nowej Zelandii taki symbol jak Wieża Eiffla we Francji albo Big Ben w Anglii. Znany jest ponadto szczególnie z reklamy jakiegoś piwa. Każdy Nowozelandczyk kojarzy to miejsce. Dlatego chciał się tu zatrzymać.
Jedziemy dalej do Queenstown. Teraz dopiero zrozumiałem, że facet jedzie odebrać swoją żonę z lotniska. Dużo siędowiedziałem od niego o szlakach w NZ. Na koniec dał mi adres i jak będę wracał, mogę zatrzyamć się u niego w Wanaka. Nawet mi buty chciał dać (bo moje mi się rozlatują i tak naprawdę do Queenstown jadę kupić buty), ale numer miał za duży.
Queenstown to Zakopane Nowej Zelandii (chyba tak to można określić). Idę ostatecznie do hostelu za 26 NZD (czyli 50 zł). Drogo tu. Pełno Japończyków, którzy przyjeżdżają tu na snowboard. Nawet prysznic w hostelu jest jakoś dziwnie nisko, tak, że muszę się schylać, żeby głowę umyć. Nie powiem, żebym się czuł dyskryminowany...
Z butami poczekam do jutra, bo muszę pogodzić się wewnętrznie z tymi cenami. Przechadzam się po molo. Nad głową co chwilę przelatuje jakaś paralotnia. Dużo tu wszelakich rozrywek.
Jutro, po zakupieniu butów, planuję ruszyć na Routeburn Track (3 dni), chociaż nie wiem jeszcze. W biurze informacji straszą jakimiś ciężkimi warunkami, ale mam wrażenie, że to taki ich zwyczaj, co chwilę 'danger' napisane wielkimi literami.