Wstaję o 6 i schodzę na taksówkę. Na lotnisku oddaję bagaż i pytam o której będzie lot. - Proszę usiąść, poinformujemy pana. Usiadłem i czekałem dwie godziny. W tym czasie poznaję urzędnika lokalnej agnecji antykorupcyjnej.
Samolot startuje po 9. W środku 4 pasażerów i 2 pilotów. Lecimy chyba na wyokości ok. 500 m. Widać rafę koralową i małe wysepki. Lot trwa 15 minut. Podejście do lądowania. Pas startowy w dżungli. Wygląda to egzotycznie.
Taksówka za 10 F$ zawozi mnie do Levuka, głównego miasta na wyspie Ovalau i dawnej stolicy
Fidżi. Wysyłam kartki na poczcie i dzwonię na wyspę, czy mogę po mnie przyjechać. Akurat łódź jest w drodze, więc wszystko pasuje. Siadam w porcie i czekam. Poznaję pracowników portu. Siedzą cały dzień i czekają na statek. Ciekawa praca. Częsrują ich ciastkami i oranżadą. W końcu zjawia się kapitan łodzi z jedną dziewczyną. Kit musiała jechać do szpitala, bo po pobycie w jednym w hotelu obudziła się z dużymi bąblami powstąłymi wskutek ran zadanych przez nocnych współlokatorów. Dziewczyna ma chłopaka z Polski. Co jakiś czas rzuca jakimś polskim słowem.
Płyniemy na wyspę
Caqalai (czyta się 'Dangalaj') ok. 40 min. Łódka czybko pokonuje płytkie wody. Dopiero przy wyspie zwalnia, by powoli przepłynąć nad płytką rafą koralową.
Po rozbiciu namiotu idę na spacer wokół wyspy. Zajmuje mi to ok. 10 min. Jest to mała wyspa koralowa. Mieszka na niej stale ok. 15 ludzi, reszta to pracownicy ośrodka. Ten ośrodek jest wyjątkowy z tego względu, że jest w posiadaniu Fidżjczyków (większość ośrodków wczasowych to obcy kapitał). Prowadzą go metodyści i dlatego nie sprzedają tu alkoholu.
Oprócz mnie jest jeszcze Kit, jej przyjaciel Ian oraz ich Fidżijski znajomy Joe oraz dwie Szwedki, które siedzą na wyspie od 4 miesięcy i zajmują się budową systemu segregacji śmieci.
Po krótkiej aklimatyzacji siadam na leżaku i rozkoszuję się tą małą wersją raju. Zegarek można wyrzucić, bo jest tu zupełnie niepotrzebny. Na śniadanie, obiad, popołudniową kawę i kolację wzywa głos rogu wykonanego z wielkiej muszli. Wyżywienie jest w cenie, płacę 40 F$ za noc (czyli jakieś 60 zł). Gdyby to było bliżej Polski, przyjeżdżał bym tu na wakacje co najmniej raz w roku.