W środę po śniadaniu grupa angielska płynie do wioski. Zabieram się razem z nimi oraz z moim przewodnikiem Kiko, z którym udam się na mały spacer po wyspie Moturiki.
Mieliśmy tam popłynąć któregoś popołudnia, ale Kiko wypił chyba za dużo kawy i spał do wieczora.
Żeby dostać się do wioski Naicabecabe, musimy wysiąść z łodzi (jest odpływ) i przejść się kawałek pieszo. Odwiedzam w sumie 5 wiosek - Nasauvaki, Navuti, Nasesara i Niubasaga. Na wyspie jest w sumie 10 wiosek. Wyspa jest górzysta. Pomiędzy wioskami są jedynie wąskie ścieżki. Nie ma samochodów, ani nawet motocykli i rowerów. Ze zwierząt zauważyłem jedynie świnie.
Kiko pokazał mi swoje pole. Pytam skąd wie, gdzie kończy się jego uprawa a zaczyna uprawa sąsiada, bo nie zauważam żadnych płotów ani miedz. Na granicy sadzimy zawsze drzewo bananowe - odpowiada.
Co jakiś czas mijamy tubylca z maczetą. Idzie na plantację albo z niej wraca. Zwykle witają się ze mną i zamieniamy parę słów. Obserwacja życia wiosek pozwala stwierdzić, że tubylcy prowadza życie spokojne i leniwe. Oczywiście praca przy plantacjach jest ciężka, bo nei mają żadnych maszyn i teren jest górzysty. Zaglądam jednak czasem do domów i zwykle widzę tubylców odpoczywających na macie. Jest też grupka, która siedzi sobie, popija kavę, ktoś gra na gitarze.
W każdej wiosce jest boisko do rugby. To dla nich jak piłka nożna dla latynosów. Zresztą jak się jedzie po Fidżi autobusem, to co chwilę można zauwazyć grających miejscowych. W jednej z wiosek zaglądam do szkoły. Dziewczyna z Australii uczy dzieci angielskiego. Niektóre wioski mają zasilanie w postaci paneli słonecznych. Zauważam też szpital oraz kafejkę internetową.
W jednej z wiosek zostaję ugoszczony herbatą z limonki i topoi, czyli rodzajem chleba z kokosa.
Wracam na obiad. Dzień był gorący. Spacer po wioskach to jedna z najciekawszych doświadczeń na Fidżi. Można poczuć jak wygląda tradycyjne życie wyspiarzy. Funkcjonuje tu określenie 'fidijski czas'. Gdzieś przeczytałem, że kiedyś ktoś próbował znaleźć odpowiednik zwrotu 'hasta mañana' (czyli do jutra) w języku fidżijskim, ale mimo usilnych starań, nie udało się to. Wysunięto z tego wniosek, że dla tubylców nie istnieje coś tak pilnego jak 'jutro'.