Burza piaskowa

Australia, Sydney

Przejechano 43664 km

We wtorek śpię do ok. 10, a może 11. Poprzedniego dnia wyszliśmy znów do klubu. To był błąd, bo w nocy miało miejsce bardzo wyjątkowe wydarzenie.

W nocy nad Sydney przeszła burza piaskowa. Rano wychodzę na dach. Ceglasty kurz przesłania wieżowce. Rano wyglądało to jeszcze lepiej. Niebo było czerwone. Widziałem to w specjalnym wydaniu wiadomości. Widoczność ograniczona do jednego metra. Ludzie kupowali maski. Atmosfera apokaliptyczna. Świadkowie wypowiadali się, że nigdy w życiu nie widzieli czegoś podobnego. Silny wiatr nawiał kurz z pustyni odległej setki kilometrów.

Pozostaje mi jedynie zamieścić zdjęcia, które wykonałem po śniadaniu, czyli ok. 11, a po bardziej dramatyczne obrazy odsyłam do sieci.

W pobliżu hostelu znajduje się zagłębie luksusowych salonów samochodowych. Jest Ferrari, Maserati, Lamborghini, Bentley, Lotus. Przechodze tam codziennie, więc zamieszczam parę fotek.

Polecam także: hotele w Sydney.

Zdjęcia (19)

Komentarze (2)

Swierszcz - 2009-09-25 08:35

Co Ty!
Przecież we "Wyborczej" pisali, że masoneria nie istnieje! Podobnież cykliści...
Uważaj, bo cię ocenzurują i zdejmą z Geoblogu ;-)

A co do widoczności... Pamiętam październik w Singapurze przed kilkunastu laty gdy d'bile Indonezjanie podpalili lasy na Sumatrze. Przez prawie 2 tygodnie utrzymywał się w mieście gryzący dym, a widoczność była na paręnaście metrów...
Nikt jakoś masek nie używał, choć wszyscy się krztusili. Zresztą, zwykłe maseczki na dym nie pomagają, a na pył jak najbardziej...