Noc w chatce trochę ciężka. W czasie przypływu fale tak waliły o brzeg, że było to odczuwalne jak trzęsienie ziemi. Poza tym mój znajomy gekon co jakąś godzinę budził mnei swoim skrzeczeniem. Przynajmniej jakieś towarzystwo...
Wstaję przed 8. Razem z Niemcami płyniemy łódką po okolicznych wyspach. Fala wysoka. Najpierw jedna ukryta laguna. Przepływa się wąskim przesmykiem do laguny otoczonej pionowymi ścianami. Na końcu jest jaskinia, do której też wpływamy. Zdjęć z tej części brak, bo można się tam dostać tylko płynąc.
Potem kolejna laguny. Odpływ, mało wody. Przechodzimy kawałek i chcemy płynąć, ale w wodzie dużo małych meduz, więc wycofujemy się, bo nasz przewodnik spękał.
Potem jakaś mała plaża pośród tych wielkich skał. Tam gotują nam obiad - ryż, steki i ryby. Nurkowanie z rurką.
Następnie przejazd na kolejną plażę. Nurkowanie z rurką. Rafa jest tu jednak w wielku miejscach uszkodzona. Nic dziwnego, dużo tych łódek z wycieczkami tu pływa. Sam widziałem zresztą jak nasz przewodnik stawał na koralowcach. Poza tym Filipiny słyną z łowienia ryb za pomocą dynamitu, choć nie wiem, czy akurat w tym miejscu.
Wracamy koło 16. Pogoda była dziś nie najlepsza, chmury, wiatr, co nie przeszkodziło spaleniu po raz kolejny pleców.
A wieczorem, uzupełniam bloga, żebyście mieli co robić w pracy. Przynajmniej dalibyście znać, czy ktoś tu wchodzi, bo coś mało komentarzy. Zapraszem więc do wpisywania się na listę obecności w formie komenttarza pod niniejszym wpisem. Już niedługo wracam, a wtedy policzę się z tymi co nie złożą podpisu. Pozdrawiam wszystkich!!!