Z rana wypożyczam kajak (700 peso). Pakuję parę maskę, rurkę i krem do opalania. Płynę na wyspę Cadlao, najbliższą. Jakieś pół godziny i jestem na plaży. Poza mną jest tu jeszcze parę tubylców.
Idę pływać. Znajduję nienaruszone ogrody koralowe. Pod jedną koralową skałą kryje się jakiś cień. Daję nura. Okazuje się, że to był żółw. Duży. Ponad metr. Wystraszył sie i ucieka. Próbuję go gonić, ale to jak gonić odlatujący samolot. 2 sekundy i go nie widać.
Ruszam na kolejną plażę, trochę mniejsza, zaciszna. NIe ma nikogo. Pływam. Potem jeszcze jedna plaża kryjąca się za kolejnym klifem.
Dalej biorę kurs na Helicopter Island, wyspę o zarysach zatopionego helikoptera. Wydaje się blisko, ale nie jest. Fale też jakby większa. Przybliżam się bardzo powoli. Dokucza słońce i głód oraz kołysanie. Przyspieszam, żeby tylko wyjść na ląd.
W końcu przybijam. Zastaję jednego tubylca. Pracuje tu jako ochroniarz. Wyspa została w 1986 r. kupiona przez pobliski ośrodek wczasowy. Od tego czasu jednak nic tu nie zbudowali. Ochroniarz jest tu od dwóch lat, żeby ochronić rafę i rybki. Pytam się, czy nie ma czegoś do jedzenia. Daje mi 3 kawałki chleba, do którego jużmrówki się zaczęły dobierać. Pipot ma na imię ten koleś, mieszka niedaleko mojej chatki i pływa na wyspę codziennie. Mówi, że mogę z nim jeździć jak chcę oszczędzić.
Dowiaduję się też, że na wyspie są węże, małpy oraz liczne warany, których ślady można dostrzec na plaży. Jednego jaszczura udaje mi się wypatrzyć.
Dzielę się z Pipotem uwagą, że ma ciekawą pracę. Siedzi cały dzień, patrzy jak warany taszczą swoje ciężkie ogony po plaży i jak żółwie składają jaja. Wycieczki czasem przyjeżdżają, więc nawet kontakty międzynarodowe może nawiązać.
Potem idę zanurkować. Rafa jest nienaruszona, chyba najlepsze miejsce jak na razie w okolicy i udaje mi się wypatrzyć dwa rekiny rafowe.
Po 15 czas ruszać z powrotem. Wiosłuję pod wiatr. Jest ciężko. Duże fale. Po pół godziny odwracam się do tyłu. Dużo nie upłynąłem. Wraca jakaś łódź z wycieczką, pytają, czy nie podholować, ale myślę sobie będę twardy, dam radę. Nie jest jednak lekko. Mogę nie zdążyć wrócić przed zmrokiem. Wraca ochroniarz z wyspy, moja ostatnia szansa. Przechodzę na łódkę i przywiązujemy mój kajak do kotwicy. Jestem uratowany.
Po tym pełnym wrażeń dniu idę wcześnie spać, chyba o 20. Nietrudno tu zasnąć przy tym szumie fal. Do odgłosów kolegi z pokoju już się przyzwyczaiłem, nawet się nie budzę.